Studia, moja pierwsza praca, narzeczeństwo, a później małżeństwo. To wszystko działo się szybko i z dala od domu rodzinnego. Zaczynałam się usamodzielniać i było mi z tym całkiem dobrze:) Chciałam jak najbardziej rozwinąć skrzydła. Wynajmowałam z mężem mieszkanie, miałam pracę. Wszystko układało się po mojej myśli. Nowina o dziecku zmieniła jednak nasze plany i życie, sami nawet nie wiemy kiedy. Toczyło się to jak po sznurku...
Z racji swojego stanu zdrowia (ciąża zagrożona) musiałam się oszczędzać. W związku z powyższym podjęliśmy z mężem decyzję: "Trzeba przeprowadzić się bliżej rodziny, by mieć na kogo liczyć. Nie chcieliśmy jednak wracać tak całkiem na 100 % na stare śmieci. Mieszkanie z rodzicami czy teściami pod jednym dachem to rozwiązanie zdecydowanie nie dla nas. Zaczęliśmy rozglądać się za mieszkaniem pod wynajem. Całe szczęście, że dotychczas nie byliśmy związani na dłużej z obecnym lokum. Nasze poszukiwania były dość intensywne. Kiedy po wielu podejściach i oględzinach w końcu trafiliśmy na sensowne mieszkanie za rozsądną cenę podjęliśmy jednogłośną decyzję: PRZEPROWADZKA!
Nie było mi łatwo. Zaczął się IIgi trymestr. Ciąża kwitła, mój brzuszek stawał się coraz bardziej wydatniejszy, a do tego ten oszczędny tryb życia. I jak tu przebrnąć przez przeprowadzkę bez większego wysiłku? Na moje szczęście mogłam liczyć na pomoc bliskich (m.in. mojej siostry) i znajomych.
Przez kilka lat mieszkania w jednym miejscu nagromadziło się trochę tych szpargałów. Przyznaję, że lubię (chyba zawsze lubiłam) pakowanie i zmiany. Sprzątanie też nie sprawiało mi problemów. Mus to mus. Niestety teraz nie mogłam czerpać z tego żadnej przyjemności. Biernie obserwowałam postępy. Czułam się niepotrzebna - beznadziejne uczucie! W swojej własnej przeprowadzce uczestniczyłam raczej psychicznie niż fizycznie. Mój wkład polegał głównie na wydawaniu poleceń i obserwowaniu. Czułam się jak jakiś dyspozytor. Pocieszający był fakt, że nawet sprawnie mi to szło :) Praca postępowała, a ja leżałam na kanapie brzuchem do góry. Dosłownie, bo brzuszek już był widoczny...Od czasu do czasu miałam jednak nieodpartą pokusę, by coś przesunąć, gdzieś coś przetrzeć, coś spakować, powycierać. Niestety. Baczne oczy męża i siostry widziały każdy mój ruch. O wysiłku nie było co marzyć. Trochę to dziwne, ale brakowało mi tych codziennych czynności jakie wykonujemy w życiu. Teraz nie mogłam za wiele :(
Ciąża nadal była zagrożona, szyjka krótka, a termin porodu daleki. Na szczęście przeprowadzka przebiegała nadzwyczaj sprawnie. Zdaliśmy mieszkanie i ruszyliśmy w drogę do nowego lokum. Przed nami było 100 km trasy. Daliśmy radę :) Nowe mieszkanie było/jest całkiem przytulne. Właściciele ok. A co najważniejsze jest bliżej domu rodzinnego. Blisko, ale nie za. Po prostu bezpiecznie. Tak, by wszyscy byli zadowoleni :) Teraz pomoc mam właściwie pod ręką.
Przeprowadzka dobiegła końca, a ja poczułam ulgę. Byłam spokojna. Wiedziałam, że w razie problemów mam wokół siebie bliskich. Pomoc na pewno się przyda, zwłaszcza kiedy już maleństwo przyjdzie na świat. W tedy uświadomiłam też sobie, że życie z dala od domu i rodziny ma swoje plusy, ale są chwile kiedy brakuje tych najbliższych nam osób. W obcym mieście, w tłumie obcych osób, bez znajomych mogło być kiepsko w dodatku z dzidziusiem. Zrozumiałam, że jeżeli ma się taką sposobność to zawsze warto skorzystać z każdej pomocy zwłaszcza jak jest się ciężarną, a później młodą i nie doświadczoną mama. Choć w naszym przypadku związane to było z wielkimi zmianami, dziś mogę stwierdzić, że postąpiliśmy słusznie. Nie żałuję podjętej wówczas decyzji! Moi rodzice (zwłaszcza mama) okazali się bardzo pomocni. Nawet teściowa. Ich pomoc była mi przydatna zwłaszcza już po porodzie. Mogłam nieco odetchnąć, a i o każdą poradę było łatwiej...
My też nie długo się przeprowadzamy. Pod koniec maja. Na razie do teściów, bo my wynajmujemy komuś mieszkanie i ma jeszcze trochę umowę. Musimy się trochę przemęczyć, chociaż na pewno nie będzie źle, ponieważ teściowie są spoko, bardzo ich lubię, oni podobno mnie też :D
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę powodzenia w przeprowadzce:) jeśli teściowie są ok to super! Ja na swoją też nie mogę narzekać (teścia nie mam) :) Pozdrawiam Cię :)
Usuń