Translate

piątek, 27 czerwca 2014

Szkoła rodzenia - TAK czy NIE?




         Z dniem, w którym dowiedziałam się, że jestem w ciąży zmieniło się poniekąd moje życie. Ciąża była dla mnie czymś upragnionym, ale i zupełnie czymś nowym. Czymś o czym niewiele wiedziałam. Wcześniej jakoś nie interesowałam się tym tematem. Wiedziałam tyle ile zasłyszałam z opowieści innych mam (m.in mojej własnej), z otoczenia, z telewizji, znajomych. Sądziłam, że to wystarczy. Niestety po raz kolejny myliłam się. Kiedy okazało się, że noszę pod sercem małą istotkę, za którą jestem w pełni odpowiedzialna poczułam, że za mało wiem. Nagromadziły się we mnie liczne obawy. Dotyczyły one samej ciąży jak i porodu czy wreszcie opieki nad maluszkiem. Byłam niepewna. Bałam się, że moja niewiedza może zaszkodzić maluszkowi. Nie wiedziałam czy sobie poradzę. Czego powinnam oczekiwać. Z każdym kolejnym dniem ciąży w mojej głowie rodziły się liczne pytania:
Skąd będę wiedziała, że to już?
Czy skurcze bardzo bolą?
Czy wytrzymam?
Kiedy do szpitala?
Czy zdążę na czas?
Co jeśli będę musiała rodzić w domu?
Jak właściwie wygląda sala porodowa?
Co powinnam ze sobą zabrać?
W czym się rodzi?
Dają piżamę, czy może trzeba mieć własną?
Ile osób będzie przy porodzie?
I tak dalej, i tak dalej.

Im bliżej terminu porodu tym więcej pytań się rodziło. Było to niczym samo napędzające się koło. O szczegółach porodu nie miałam za bardzo z kim porozmawiać. Po pierwsze krępował mnie nieco ten temat, po drugie nie miałam odwagi rozmawiać o porodzie ze znajomymi. Po trzecie bałam się, że moje obawy okażą się dla innych po prostu śmieszne. Jedyną osobą, na którą mogłam liczyć, była i jest moja mama. W końcu ona też rodziła i to aż 4 razy! Jednak prawda jest taka, że było to lata temu, w zupełnie innych czasach. Dziś do kobiety ciężarnej i do samego porodu odnosi się inaczej. Znalazłam się w przysłowiowej kropce. I co tu robić? Na moje szczęście rok temu rodziła moja szwagierka i to od niej dowiedziałam się o szkole rodzenia. Pomyślałam:
- Fajnie. Tam pewnie dowiem się wszystkiego czego powinnam wiedzieć.
Czekałam do II trymestru (bo wcześniej nie robią zapisów), by umówić się na zajęcia. Zaraz w 6 miesiącu ciąży zadzwoniłam. Niestety. Za wcześnie. Okazało się, że zapisy są na miesiąc przed planowanym terminem porodu. Z racji faktu, że moja ciąża była zagrożona udało mi się zapisać na zajęcia miesiąc wcześniej. Tak więc pierwsze zajęcia w szkole rodzenia rozpoczęłam w 7mym miesiącu ciąży. Szkoła rodzenia, do której się zapisałam była darmowa. Zajęcia obejmowały 4 spotkania po 2-3 godz. Dwa spotkania czysto teoretyczne i dwa z zajęciami praktycznymi. Nie wiem jak jest w innych miastach, ale u mnie propaguje się tzw. poród rodzinny. Na spotkania więc można było przyjść z partnerem, który będzie nam towarzyszył przy porodzie (z mężem, mamą, siostrą, chłopakiem, przyjaciółką itp.). Od razu wiedziałam, że chcę by przy porodzie był mój mąż. Na szczęście on też tego chciał, więc nie było problemu :D

          Placówka szkoły rodzenia mieści się zaraz przy szpitalu. Na pierwsze spotkanie wybrałam się z wielką ekscytacją. Towarzyszył mi oczywiście mąż, ale on wykazywał zdecydowanie więcej spokoju :) W sumie to czym miałby się martwić? To przecież ja musiałam urodzić to maleństwo. Cieszyłam się, że może w końcu ktoś rozwieje moje wątpliwości i może nieco mnie uspokoi. Czy na pewno? No cóż... Wyglądało to mniej więcej tak:

        Zajęcia teoretyczne polegały na wygłoszeniu przez prowadzącą czystej teorii o fazach porodu, hormonach jakie towarzyszą nam kobietom przy porodzie, o sposobach karmienia piersią...bla bla bla. Nic szczególnego. Nic czego nie można by dowiedzieć się z internetu. Zdążyłam już nieco poczytać więc niewiele nowego się dowiedziałam. Trochę byłam zawiedziona. Jak dla mnie: STRATA CZASU! 

            Jeśli chodzi o część praktyczną to tu było już znacznie lepiej. Jedne zajęcia obejmowały m.in. pokaz jak prawidłowo kąpać i przewijać niemowlę. Zademonstrowała nam to wszystko bardzo pięknie położna. Niestety przyszłe mamy nie wykazywały chęci spróbowania osobiście. Padło kilka pytań i tyle. Drugie zajęcia praktyczne były już nieco bardziej praktyczne z punktu widzenia nas, młodych, przyszłych mam. Pokazano nam jak prawidłowo powinnyśmy oddychać, co mogłyśmy przetestować. Zademonstrowane zostały ćwiczenia i techniki masażu, które mają na celu  przynieść ulgę przy porodzie. Jak dla mnie bomba. Co najważniejsze zostałyśmy oprowadzone po salach porodowych.
Ogólnie z zajęć wyniosłam kilka cennych uwag i porad. Nie można powiedzieć, że nie. Padło więcej światła na moje szare wyobrażenie porodu. Byłam spokojniejsza. Wiedziałam czego się spodziewać i co na 100% powinnam ze sobą zabrać do szpitala (o tym w innym poście).

           Reasumując. Czy warto zapisać się do szkoły rodzenia?

         Wszystkie przyszłe mamy, które noszą swoje pociechy pod sercem i boją się porodu. Mają wiele pytań i wątpliwości, a nie mają kogo pytać.
Moja odpowiedź brzmi: TAK!
Warto skorzystać i zapisać się na zajęcia. Jeśli masz trochę chęci i wolnego czasu co Ci szkodzi? :) Lepiej dowiedzieć się czegoś z ust fachowców. Jest to na pewno dużo bardziej wiarygodne źródło niż, np. internet.

        Osobiście, patrząc z perspektywy czasu mam mieszane uczucia. W okresie kiedy byłam w ciąży szkoła rodzenia dała mi bardzo dużo. Uczestnictwo w zajęciach uspokoiło mnie. Dowiedziałam się tego, czego chciałam się dowiedzieć. Jestem na tak. 
W trakcie samego porodu cała moja wiedza wyniesiona z zajęć okazała się zbędna. Wszystko przebiegało zupełnie inaczej. Nie tego się spodziewałam. 3 skurcze na 1 minutę? Wszędzie mówi się o 1 skurczu na 3 minuty. Tak więc niewiele wiedzy wyniesionej ze szkoły rodzenia przydało mi się w praktyce...
Dziś, jako kobieta po porodzie, myślę że dałabym radę i bez szkoły rodzenia. Praktyka i własne doświadczenie dało mi znacznie więcej. Oczywiste. Mądry człowiek po fakcie :p

         Uważam, że szkoła rodzenia jest to kwestia indywidualnego wyboru. Ja skorzystałam, a Ty?






4 komentarze:

  1. Ja nie chodziłam do szkoły rodzenia . po pierwsze dlatego że u nas nie były to zajęcia darmowe a po drugie jakoś sensu nie widziałam . W czasie porodu wszystko działo się samo , Oddychałam tak jak dyktował mi mó organizm , przyjmowałam taka pozycje żeby jak najmniej bolało a parłam wtedy kiedy czułam że to już Natura sama za mnie decydowała o wszystkim i wątpie żeby informajce które bym uzyskała w szkole rodzenie na coś się przydały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po czasie przyznaję, że wiedza zaczerpnięta w szkole rodzenia czasem w ogóle się nie przydaje, ale wtedy uczestnictwo w zajęciach mnie uspokajało i dodawało otuchy ;)

      Usuń
  2. Jeśli w moim mieście będzie taka możliwość to chętnie kiedyś skorzystam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie każda z nas ma możliwość skorzystania z darmowych szkół...mogło by się to kiedyś zmienić...

      Usuń

Jeśli masz pytania/wątpliwości/zastrzeżenia wyraź je w komentarzu :) Możesz komentować nawet starsze wpisy - odpowiem :)

Jestem do Waszej dyspozycji :)

Za każdy wpis serdecznie dziękuję!