Nasze długo wyczekiwane dziecko jest już z nami na świecie.
MARTYNA!
Imię wybraliśmy z mężem już dawno - zaraz jak padły przypuszczenia, że może to być dziewczynka. Czyli jednak lekarz miał racje. Ziarenko kawy jak nic!
Piękna, zdrowa córcia - 55 cm wzrostu, 3,33 kg.
Zanim jednak w pełni mogłam odetchnąć i poczuć się swobodnie sama ze sobą jak i z dzieckiem musiało upłynąć trochę czasu. Czekał mnie 3 dniowy pobyt w szpitalu. Nie cierpię szpitali więc tym bardziej nie uśmiechało mi się tu zostawać. Jest ze mną moją córcia, więc myślę: dam radę. Co może być nie tak?
Pierwsza noc po porodzie byłaby nawet całkiem przyjemna, gdyby nie jeden fakt - moja współlokatorka!
Dziecko zabrały pielęgniarki bym mogła nieco wypocząć. Po tych wszystkich emocjach związanych z porodem i kontaktem z dzieckiem już nie mogłam się doczekać chwili relaksu i snu. Niestety o śnie mogłam jedynie pomarzyć. Jeszcze nigdy nie słyszałam, by ktokolwiek tak głośno chrapał, a tym bardziej kobieta. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. W końcu nad ranem ok 3,30 padłam w wycieńczenia, a tu godzina 5,00 pobudka. Pielęgniarki przywożą dziecko lokatorki, a ta w szoku.
Czy moje też przywiozą? Czy może jeszcze dają poleżeć? A jednak...jest i moja córcia.Wymyta , spokojna i taka malutka. Nie mogłam od niej oczu oderwać. Pierwszego dnia po porodzie przyszedł oczywiście tata Martynki. Był przeszczęśliwy. Od razu chciał potrzymać małą na rękach, mimo iż trochę się bał, by nie zrobić jej krzywdy.
Kolejne dwa dni przeleciały tak szybko, że aż sama się zdziwiłam. Miałam wiele pytań ale też w wielu sytuacjach radziłam sobie instynktownie. Nie bałam się pierwszy raz rozebrać czy przewinąć swojej córci. Najgorsze jednak były próby przystawiania do piersi. Myślałam, że nigdy nam się to nie uda. Moje sutki nie chciały współpracować, Martynka się niepokoiła, a ja się denerwowałam. Poza tym dobijało mnie to, że niektóre świeżo upieczone mamy na oddziale "biegały" z odciągniętym mlekiem w butelce, a u mnie nic. Siara się sączy a mleka jak nie było tak nie ma. W końcu po kilku lub nawet kilkunastu podejściach i instruktażach wiedziałam mniej więcej co i jak powinnam robić, a córcia bardzo szybko się uczyła. Mleko przyszło, ale dopiero jak byliśmy już w domu :)
Podczas mojego 3 dniowego pobytu w szpitalu odwiedzili mnie wszyscy najbliżsi. I choć jeszcze w ciąży mówiłam, że nie chcę odwiedzin w szpitalu, że dopiero w domu jak ochłonę, tak teraz jestem szczęśliwa, że było inaczej.
Ostatecznie 3 dni minęły nawet nie wiedziałam kiedy. Wszystko było ok zarówno z dzieckiem jak i ze mną, więc dostałam wypis do domu. Co za ulga, radocha i ekscytacja...Spakowałam torbę, ubrałam dziecko i jadę przeszczęśliwa z córcią do swoich 4 kątów.
W końcu !
Dziecko zabrały pielęgniarki bym mogła nieco wypocząć. Po tych wszystkich emocjach związanych z porodem i kontaktem z dzieckiem już nie mogłam się doczekać chwili relaksu i snu. Niestety o śnie mogłam jedynie pomarzyć. Jeszcze nigdy nie słyszałam, by ktokolwiek tak głośno chrapał, a tym bardziej kobieta. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. W końcu nad ranem ok 3,30 padłam w wycieńczenia, a tu godzina 5,00 pobudka. Pielęgniarki przywożą dziecko lokatorki, a ta w szoku.
Czy moje też przywiozą? Czy może jeszcze dają poleżeć? A jednak...jest i moja córcia.Wymyta , spokojna i taka malutka. Nie mogłam od niej oczu oderwać. Pierwszego dnia po porodzie przyszedł oczywiście tata Martynki. Był przeszczęśliwy. Od razu chciał potrzymać małą na rękach, mimo iż trochę się bał, by nie zrobić jej krzywdy.
Kolejne dwa dni przeleciały tak szybko, że aż sama się zdziwiłam. Miałam wiele pytań ale też w wielu sytuacjach radziłam sobie instynktownie. Nie bałam się pierwszy raz rozebrać czy przewinąć swojej córci. Najgorsze jednak były próby przystawiania do piersi. Myślałam, że nigdy nam się to nie uda. Moje sutki nie chciały współpracować, Martynka się niepokoiła, a ja się denerwowałam. Poza tym dobijało mnie to, że niektóre świeżo upieczone mamy na oddziale "biegały" z odciągniętym mlekiem w butelce, a u mnie nic. Siara się sączy a mleka jak nie było tak nie ma. W końcu po kilku lub nawet kilkunastu podejściach i instruktażach wiedziałam mniej więcej co i jak powinnam robić, a córcia bardzo szybko się uczyła. Mleko przyszło, ale dopiero jak byliśmy już w domu :)
Podczas mojego 3 dniowego pobytu w szpitalu odwiedzili mnie wszyscy najbliżsi. I choć jeszcze w ciąży mówiłam, że nie chcę odwiedzin w szpitalu, że dopiero w domu jak ochłonę, tak teraz jestem szczęśliwa, że było inaczej.
Ostatecznie 3 dni minęły nawet nie wiedziałam kiedy. Wszystko było ok zarówno z dzieckiem jak i ze mną, więc dostałam wypis do domu. Co za ulga, radocha i ekscytacja...Spakowałam torbę, ubrałam dziecko i jadę przeszczęśliwa z córcią do swoich 4 kątów.
W końcu !
Gratuluję zdrowej córeczki! :) super :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńGratuluję :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na moją nową stronę. Napisałam książkę i poszukuję czytelników, komentarzy czy to co pisze się podoba. Zapraszam :)
http://ksiazka-bez-tytulu.crazylife.pl/
Zapoznałam się ze stroną i z jej treścią. Chętnie będę tam zaglądać i szczerze komentować Twoją twórczość :)
UsuńPiękne imię! Życzę dużo siły i radości z macierzyństwa :). Pozdrawiam (i zapraszam "do siebie")
OdpowiedzUsuńDziękuję. Czy możesz podać mi link do swojej strony, bo nie mogę jej znaleźć;/
UsuńDziękuję za nominację, jeszcze w niczym takim nie brałam udziału, ale postaram się sprostać:)
OdpowiedzUsuń