Translate

środa, 2 kwietnia 2014

Test na II - ciąża?



          Odkąd zaczęliśmy nasze starania o dziecko nie przestawałam myśleć, że może to już? Zaczęłam popadać w jakąś paranoję...Jeżeli miesiączka spóźniała mi się nawet o 1 dzień byłam pełna nadziei, ekscytacji i niepokoju zarazem. Robiłam test za testem za każdym razem kiedy zauważyłam u siebie jakiś (choćby najmniejszy) znak, który mógł zwiastować ten upragniony przeze mnie stan. Głupia i nie doświadczona nie miałam pojęcia, że aby test był wiarygodny trzeba go wykonać w odpowiednim czasie. Oznaczało to czekanie, na które ja nie miałam ochoty.

        Raz miałam przeczucie: teraz na pewno jestem w ciąży! 

        Wielkimi krokami zbliżał się sylwester. Mieliśmy w planach imprezę w gronie przyjaciół. Zapowiadało się bardzo ciekawie. Miał być alkohol, zabawa, tańce itd. Na wykonanie testu ciążowego było jeszcze za wcześnie (zdążyłam się już podszkolić na swoich wcześniejszych błędach). Nawet miesiączka jeszcze miała czas. No ale my kobiety czasem polegamy na swoim tzw. instynkcie (przeczuciu/intuicji). Zwał jak zwał. W każdym razie zdałam się właśnie na swoje przeczucia. W tę wyjątkową sylwestrową noc odmówiłam sobie alkoholu (nie chciałam mieć później do siebie pretensji). Przestałam też palić (tak przyznaję się popalałam). Co za męczarnia, a to tylko kilka dni. Choć pokusy były na wyciągnięcie ręki trwałam w swoim przekonaniu. Nie złamałam się. Minęło kilka dni...Nastał planowany termin miesiączki i...no co? Punktualna jak nigdy :/ W takim wypadku o ciąży nie było mowy, a robienie testu było by zupełną głupotą. Wtedy uświadomiłam sobie, że tego kobiecego przeczucia to chyba u mnie brak.

          Wszyscy dookoła mówili mi bym wyluzowała. No ale jak, kiedy to może się stać w każdej chwili (a okazji było nie mało).

           Miałam jeszcze kilka nietrafionych podejść. Testy ciążowe zadomowiły się w mojej kosmetyczce na dobre. Zawsze miałam jakiś w pogotowiu. W końcu odpuściłam. Dotarło do mnie, że miałam niepotrzebne tzw. "parcie na szkło".

        Mniej więcej w tym samym czasie co rozpoczęłam swoje starania o dziecko zaczęłam rozwijać skrzydła w sferze zawodowej. Znalazłam swoją pierwszą pracę (na zlecenie ale zawsze to lepsze niż nic). Byłam ledwo po skończeniu studiów i w końcu mogłam zarabiać na siebie. Nie jestem zwolenniczką przekonania, że kobiety powinny siedzieć w domu przy garach, brudach i dzieciach. O nie nie.

          Powróciłam do popalania papierosów. Co za ulga! Kiedy nadarzała się okazja nie odmawiałam sobie także alkoholu (w małych ilościach, bo jakoś tak szczególnie nie przepadam). I tak powoli zbliżały się moje urodziny. W pracy coraz lepiej i pewniej się czułam. Choć to nie była praca moich marzeń otwierały się przede mną nowe możliwości.
Czego chcieć więcej?

         Na urodzinach skromnie bo skromnie ale trochę się pobalowało. Był alkohol i papierosy. A co tam. W końcu trzeba żyć normalnie. Aż pewnego dnia przestały "smakować" mi papierosy (nie żebym wcześniej się nimi zachwycała). Stwierdziłam, że chyba znów trochę przesadzam, choć cicha nadzieja gdzieś z tyłu głowy się tliła...Jakaś część mnie podpowiadała: zrób test. Zrobiłam. Choć bez większych nadziei. 5 minut trwało chyba z godzinę. 
I w końcu...
już...
no i...
du_a jedna kreska. 
Test powędrował do śmieci, a ja z lekkim zawodem powróciłam do codzienności. Coś jednak nie dawało mi do końca spokoju. Nie potrafiłam przestać myśleć o tamtym teście. Minął dzień, może dwa. Może nie każdemu się to spodoba ale tak. Odkopałam ten stary test ze śmieci i wiecie co? Zobaczyłam ledwie zauważalną drugą kreskę. Myślę sobie: Nie możliwe. Zaczęłam żyć ostrożniej (mniej papierosów i alkoholu).

         Po pewnym czasie dopadło mnie jakieś choróbsko. Musiałam odwiedzić lekarza (jak ja tego nie lubię). Wiedziona jakimś tajemniczym przeczuciem przed wizytą u lekarza powtórzyłam test. Na co liczyłam? Nie mam pojęcia, ale nogi miałam jak z waty. Mąż był w ten czas w domu (taka jego praca, że mógł sobie na to pozwolić). Już po 3 minutach było pewne...
II KRECHY...
JESTEM W CIĄŻY!!!
Czy się cieszyłam? Może choć w ten czas górę wziął niepokój sama nie wiem przed czym. I jak tu oznajmić nowinę mężowi? W szoku podreptałam do niego, wzięłam za rękę i powiedziałam: 
- Chodź, coś ci pokażę. 
Wiedział, że robiłam test, więc spodziewał się po co go ciągnę do łazienki. Kiedy zobaczył dwie magiczne kreski zapytał:
- I co to znaczy?
Ja na to...
- Jestem w ciąży. Będziemy mieć dziecko.
Jego reakcja nie była jak z filmu, ale i tak nie zapomnę do końca życia jego miny. Ten strach zmieszany z niedowierzaniem i radością. Bezcenne.

         Poszłam rozentuzjazmowana do lekarza rodzinnego. Zalecono mi kurację domowymi sposobami (picie herbat ziołowych, jedzenie miodu, leżenie w łóżku). Po tygodniu wróciłam do siebie. W między czasie umówiłam się na wizytę u ginekologa, żeby potwierdzić wynik testu. Wizyta nie przebiegła jednak po mojej myśli.
  
        Do ginekologa wybrałam się razem z mężem, który czekał na mnie cierpliwie w korytarzu. Miło z jego strony :) Lekarz mnie zbadał, zrobił USG i powiedział:
- No coś tu jest. Widzi Pani tą kropkę? O tutaj. Ale to za wcześnie bym ciążę potwierdził. Proszę przyjść za 2 tygodnie.
I to wszystko! Nic o witaminach dla kobiet w ciąży, o oszczędzaniu się, diecie. Sama wpadłam na to by zacząć brać kwas foliowy (Dziewczyny nie zapominajcie o nim! Zaleca się jego stosowanie nawet 3 m-ce przed planowaną ciążą. Nawet Twój partner może go zażywać!).

        Po 2 tygodniach życia w niepokoju czekała mnie kolejna wizyta. Tym razem poszłam sama...
i....
CIĄŻĄ POTWIERDZONA !!!
HURA!!! 
4 Tydzień.
Zostały mi zlecone do wykonania podstawowe badania (morfologia, grupa krwi, mocz). Na następnej wizycie (po 3 tygodniach), kiedy już odebrałam wyniki wydano mi kartę ciąży, z którą rozstałam się dopiero w dniu porodu.

         Informacja o mojej ciąży szybko rozeszła się w kręgu rodzinnym jak i po znajomych.
         
        Choć ciąża była planowana, to każdy test = stres i adrenalina!

4 komentarze:

  1. Też trochę na początku wariowałam i robiłam test. Później się uspokoiłam, bo wiedziałam że tak łatwo nie będzie. Kwas foliowy biorę już 3 miesiące :) Czekam na Maj...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie dopadło wariactwo testów :) Dobrze, że zażywasz kwas foliowy! Powodzenia:)

      Usuń
    2. Trzymam za Ciebie kciuki!

      Usuń

Jeśli masz pytania/wątpliwości/zastrzeżenia wyraź je w komentarzu :) Możesz komentować nawet starsze wpisy - odpowiem :)

Jestem do Waszej dyspozycji :)

Za każdy wpis serdecznie dziękuję!